Marcinie właśnie o to chodzi, że do tej pory mydlono oczy opinii publicznej, że przejście z KN na KP ma być dla dobra dziecka (więcej godzin z dzieckiem

.
Twoje wyliczenia matematycznie bez zarzutu, ale opierają się na błędnym założeniu, że potrzeba tyle samo wychowawców karcianych co kodeksowych. Wychowawca karciany przed reformą miał pod opieką 15 wychowanków a nie 10. Oznacza to, że na 30 dzieci wystarczyło 2 wychowawców na dyżurze a nie 3. Noce miał jeden wychowawca a nie dwóch. Do zapewnienia ciągłości pracy w grupie wystarczyło 3-4 wychowawców a nie 6. Przyjmując Twoje wskaźniki (ok. 3000 zł pracownik karciany i 2000 pracownik kodeksowy) pracownicy z KN wg starego systemu kosztowaliby ok. 90-120 tys. zł, czyli w najgorszym wypadku tyle samo co pracownicy kodeksowi po reformie opieki nad dzieckiem. To oczywiste, że mniej pracowników + więcej dzieci pod opieką = wyższe pensje (przy tym samym koszcie utrzymania). Tak więc jeśli ktoś się cieszy, że teraz będzie miał pod opieką zapowiadanych 7 wychowanków a nie 10, powinien liczyć się z tym, że zarobi 30% mniej

Problemem nie są więc koszty pracowników, tylko nieefektywne wykorzystanie ich pracy czyli ... głupie przepisy dotyczące standardów.
Dlatego dziecko w domu dziecka kosztuje tyle samo co w placówce resocjalizacyjnej podległej MEN gdzie pracownicy są karciani i mają 50% dodatku trudnościowego (średnia ok. 4000 zł). Gdyby chcieć utrzymać poziom płac w placówkach op-wych na poziomie wynagrodzeń z KN przy obowiązujących przepisach, mogło by się okazać, że koszt utrzymania wychowanka w placówce op-wych będzie wyższy niż w zakładzie poprawczym

. Dlatego w pomocy społecznej nie będzie podwyżek i wychowawcy z KP w placówkach op-wych nigdy nie będą zarabiać tyle co nauczyciele z KN, bo żadnego powiatu na to nie stać.
Zmiany miały być lepsze dla dzieci i placówki miały być lepsze. Jak na razie nikt nie był w stanie wykazać jakichkolwiek pozytywnych efektów tych zmian. Jeśli w \"opiece\" jest lepiej i rodzinnie, to dlaczego dzieci z domów dziecka trafiają do MOWów i MOSów - molochów 60-90 osobowych gdzie zakres opieki i wychowania jest podobny. Podobno 40% nieletnich w tych placówkach to dzieci z placówek op-wych. Dlaczego nie ma \"przepływów\" w drugą stronę tzn. z \"gorszych\" placówek MEN do \"lepszych\" rodzinnych placówek pomocy społecznej? Dlaczego tam się placówki tworzy, a tu zamyka? Tam wychowawca pracuje z grupą 15 osobową.