Napisano: 05 gru 2010, 18:43
wszystko to co tu piszecie wiem. Wyję dzisiaj cały dzień... Opowiem krótko moją historię:
W młodości miałam chłopaka, z którym planowaliśmy przyszłość. Rozpadło się to przez jego wyskok po alkoholu. Wtedy nie pił dużo, tak jak wszyscy młodzi ludzie. Odeszłam a on truł się ( dzisiaj dowieziałam się, że nie chciał umrzeć, tylko myślał, że będzie to dobry sposób na odzyskanie mnie). Spotkaliśmy się po tym na prośbę jego matki. Już nawet nie rozmawialiśmy.
Zawsze myślałam o nim bo był jedyną osobą z którą nadawałam na 1 fali, którą kochałam. Pierwszy raz odezwał się 3 lata temu- szukał mnie w moim rodzinnym domu. Nie dostał namiarów.
Zaczęłam i ja szukać. Znalazłam jego kuzynkę na jednym z profili. Nigdy nie pytałam o niego ale raz napisała, że on mieszka od 20 lat z rodziną w Australii.To mi wystarczyło, odpuściłam: rodzina, Australia...
W marcu tego roku odnalazł mnie na profilu spoecznościowym. Spotykaliśmy się na skype. Rozmawialiśmy całymi godzinami dzień w dzień. Pierwsze co mi powiedział, że jest alkoholikiem od 28 lat a od roku nie pije ( nigdy nie miałąm styczności z takimi ludźmi).Potem plany na przyszłość, różne, łącznie z tymi, że jak przyjadę musimy kupić nowe krzesła etc. Myślałam, że zwariuję z radości!Mój ukochany znowu ze mną!Miałam dylemat co zrobić z rodziną w Polsce, co ze studiującą córką. Córka powiedziała, że mam robić tak, żebym była szczęśliwa...zawsze chciała, żebym była szczęśliwa...
Widziałam te zmienne nastroje o których piszecie, widziałam jego opory przed przyznaniem się do tego swoim dzieciakom.Z moją córką nawet rozmawiał na skype.Jakby jakiś strach przed pokazanie tego, że coś chce zmienić.Opowiadał jak chodzi na mityngi, spotyka się z takimi samymi ludźmi jak on i z tymi, których dopiero wyciągają z dołka.Gotowy na wezwanie telefoniczne o kaźdej porze.
I nagle zaczął się odsuwać, powoli aż któregoś dnia wyskoczył, że nigdy mi niczego nie obiecywał i że nie mamy o czym rozmwiać...A za miesiąc miał przylecieć na moje okrągłe urodziny.Przestał odbierać telefony, zerwał kontakt. Strasznie to przeżyłam ale powoli zaczęłam dochodzić do siebie. Bardzo pomogło mi czytanie na forach takich wypowiedzi jak te tutaj. Zaczęłąm rozumieć i akceptować to co się stało i że tak się stało.
We wrześniu sms.Że musiał przerwać kontakt bo taki był warunek i kiedyś mi to wyjaśni jeśli to ma jakieś znaczenie. I tu popełniłam błąd! Odpisaam krótko: ma.
2 tygodnie temi sms, że przylatuje, godzina, nr lotu i czy go odbiorę. Nie odpisałam. Telefon.Odebrała go rodzina, z którą nie planował si spotkać ale nie miał wyjścia. Przyjechał w piątek.Ja oczywiście pełna niepokoju ale i radości.Wytłumaczył mi wszystko. Opowiedział, że nie może być ze mną, że on żyje tylko dniem dzisiejszym. Rano słucha czegoś co mu pomaga, czyta, modli się do swojego boga, żeby dzisiaj nie wypić.Wieczorem to samo.No i nawet tutaj w Polsce mityngi( podobno bardzo kiepskie).Ja nie potrafię powtórzyć tego co mi mówił ale działa to jak sekta.Inaczej ponoć się nie da. Powiedział mi, że to ci z AA kazali mu zerwać kontakt ze mną, nie pozwolili lecieć.Po to, żeby nie narobił sobie kłopotów i znowu nie sięgnął po kieliszek- bo to dla niego koniec. Teraz też nie byli za ale powiedzieli, że musi bardzo uważać. Nawet tutaj dzwonili do Polski, smsowali.Powiedział, że przyjechał tylko po to, żeby wytłumaczyć mi dlaczego nie będziemy razem i że zrywa do końca życia kontakt ze mną. Dla mojego dobra i jego.Bo każde jakieś małe nawet niepowodzenie może spowodować nawrót, a to dla niego koniec życia.W tej sytuacji nawet jego dzieci są na 2 planie. Najważniejszy jest on.Jak on potrafił wszystko wytłumaczyć, nawet to że powinniśmy być szczęśliwi za te 2 dni, bo nie wszystkim marzenia się spełniają, nawet w tak mikroskopijnej ilości.W naszej sytuacji ( odległość, rodziny, dzieci przede wszystkim) przyniosłyby kłopoty gdybyśmy chcieli być razem. A kłopoty mogłyby rzucić go do chwycenia za klieliszek. A to byłby koniec dla niego i dla nas...Wyraźnie powiedział, że najważniejsze jest to, żeby on nie chwycił za kieliszek.Wszystko inne jest na dalszym planie, nawet dzieci. I miał rację.Wyjechał rano a ja wyję.Zrozumiałam ale nie mogę się z tym pogodzić.Nie potrafi też teraz będąc w emocjach powtórzyć tego o czym mówił.Powiedział, że kiedyś zrozumiem i będę mu za to wdzięczna. Ja już to zrozumiałam ale i tak będę czekać na niego cały czas.Powiedziałam mu to.Kocham go bardzo ale pozwoliłam spokojnie mu odejść. Powiedział, że on będzie czuł jak ja będę smutna z tego powodu. Prosił, żebym była dla niego radosna...Nie potrafię...Jak dobrze było go spotkać i usłyszeć jego mądre podejście do tego, mimo, że po raz 3 zabił...Powiedział, że nie będzie wiązał się z nikim bo nie chce kogoś krzywdzić.Uprzedzał mnie, że może mieć inne nastroje ( czyli oni wiedzą o tym) jak nie będzie uczestniczył w mityngach i słuchał tej swojej ksiązki, modlił się do swojego boga, żeby dzisiaj się nie napić. Jutro...jutro znowu to samo, od rana. On też by żył w strachu, że skrzywdzi kogoś bo może się dzisiaj, czy jutro, czy za kilka nawet lat napić.
I że wtedy skrzywdzi wiele osób bardziej niż teraz nie wiążąc się ze mną.Ta historia może nie jest dla kogoś patrzącego z boku ciekawa, może nic nie wnosi ale musiałam to napisać, dla siebie, żeby było mi lżej.Tak nawiasem mówiąc, z tego co mówił w Polsce mityngi są podobne ale słabe( nie wiem w czym). Tęsknił za tymi ludźmi z jego australijskiego AA, ciągle o nich myślał. A ja? Co tam ja...Nie będę się mdlić za niego bo jestem ateistką ale spróbuję do tego jego boga, żeby mu pomagał i żeby wytrwał...