No właśnie do mnie trafiają dzieci, z którymi RZ raczej by sobie nie poradziły (albo sobie nie poradziły), a i tak kilkoro skończyło studia.
Przy kilkunastoletnich zaniedbaniach wychowawczych w biologicznych rodzinach i gigantycznych zaległościach edukacyjnych, to i tak uważam, że w placówkach cuda się robi. Studia to żaden wyznacznik sukcesu przy patologii mającej w rodzinie dzieciaka wielopokoleniową tradycję. Jak po wyjściu z placówki utrzymuje się z pracy, to już sukces.