na rzeczywiscie skandal. Siekiery tez nie potrafia nauczyc naostrzyć. A po co konserwator, i jakiec głupie prawo ze jakieś tam uprawnienia elektryczne.... Zarówki tez powinni uczyc wkrecac i gniazdka naprawiać , i wszystko uczyć wszystko to , co ograniczonym matołom do łba przyjdzie.,
to moze w szkole , w ramach przygotowania do życia w rodzinie , niech sie dzieci kartofle ucza gotowań. Moze bedzie to o tyle dobre że MEN jakiąś forme opracuje , podstawe programową
Umiejętność obierania kartofli jest niezbędna do osiągnięcia sukcesu w życiu i jest najlepszym wskaźnikiem sukcesu w wychowaniu. Pewnie Bill Gates albo Kulczyk, bez tej umiejętności nigdy nie poradziliby sobie w życiu. Patrząc na to co osiągnęli prawdopodobnie w obieraniu kartofli są mistrzami
Po co za ogromne pieniądze uczyć dzieci jak zarabiać pieniądze, żeby nie musiały obierać kartofli, skoro lepiej za ogromne pieniądze nauczyć ich jak mają obierać kartofle. Kartofle są dobre dla idiotów albo złodziei. Porządni ludzie zarabiają tyle, że stać ich na ośmiorniczki u Sowy i Przyjaciół (pewnie p. Bieńkowska nie obiera kartofli, bo nie pasują do kawioru i szampana)
F*****k, ale co za przyziemność, kartofle gotowanie, jakiś chory priorytet. Skąd się to bierz ? nie wiem. jakaś odmiana mentalności agrarnej , szowinizm czy co ....? Zarówno student , jak i menel przed gotowanie zastanawiają się jak zdobyć pieniądze , żeby coś do garnka włożyć.
Chyba ze chodzi o te 500 zl na kontynuowanie nauki - gotować tak , żeby te 5 stów starczyło. Ale w tym temacie to chyba ministerstwo jakaś podstawę programowa powinno opracować ,żeby program miał szanse skończyć się sukcesem. Bo jak nie mam wiedzy , ani możliwości by takich cudów dokonać
A jedyny namacalny i mierzalny aspekt tego chorego procederu, aspekt wychowawczy, to oczekiwanie ze wychowanek uwierzy , ze to dla niego NAJLEPSZE. Ze jak ugotuje (co ugotuje) to posiadł kwalifikacje wyższe niż mgr, prof i ze z podniesiona głową może podbijać świat (dupa świat - gminę... może wioskę...)
Ale plan ciekawy - do placówki i tak się kupuje produkty żywnościowe, nie trzeba zatem w działalność wychowawcza inwestować, a w dzieciach zaszczepić ( wbić klinem i młotem) pasje kulinarną. No, i coś się robi , i są efekty, w wszyscy to lubią.
Klapki na oczach lepsze niż u Łyska z pokładu Idy - a chodzi o to, żeby ciągnąć te wagony, samemu nie wiedząc dokąd..........................................................................
aaaa! Czyli chodzi o to "jak przeżyć miesiąc za 500 zł." Czyli teraz placówki opiekuńczo-wychowawcze uczą miejskiego survivalu. W tej sytuacji umiejętność obierania kartofli jest kluczowa.
No i proszę: rozwinęła się ludzka głupota i zwykłe popisywanie. a gdyby tak zajrzeć do statystyk i zobaczyć jak wygląda samodzielność dzieci z placówek, jak sobie radzą w życiu, ilu z nich zostaje Carinktonami, itd. Są na to badania naukowe,wieloletnie. Można się na forum popisywać ale rzeczywistość kreuje się sama i jest okrutna. Znikomy procent dzieci wychodzących z placówek radzi sobie w dalszym życiu, prawie wszystkie wskazują na zupełny brak przygotowania do zwykłego, szarego, codziennego życia. Badani usamodzielnieni wychowankowie wskazują, że po wyjściu z placówki nie potrafili zupełnie nic i byli bezradni. Więc tylko skromnie pytam i czekam na rzeczową odpowiedź a nie popisy d,,,,ów.
A możesz podać źródło swojej "fachowej" wiedzy? Konkretne dane! Ile dzieci? Czego im brakuje? Jakich umiejętności? Masz wiedzę czy tylko ci się wydaje że wiesz? Nie pytasz tylko oskarżasz. Skoro zarzucasz komuś głupotę i "popisy d,,,,ów" tzn. że jesteś w stanie udowodnić, że masz większą wiedzę. Inaczej okażesz się większym d,,,,iem
Dane są w statystykach mpips, urzędach marszałkowskich na stromach rops-ów i zajrzyj na strony uczelni kształcących pracowników pomocy społecznej. Wystarczy poczytać. Polecam dane z prac badawczych na naszych poznańskich uczelniach.